Uchiha i Konoha. Zamknij na klucz to, co naprawdę myślisz.
Blog Modern Konoha by Jikukan Ido,
o rodzeństwie Uchiha, oraz ich przygodach.

Kontakt : jikukan.ido@gmail

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 14 - Mgła

Następny dzień, Kraj Wody, plaża w okolicy bazy Suiyou.

     Zbliżała się dwudziesta pierwsza. Słońce chyliło się ku zachodowi. Wiał lekki, chłodny wiatr,
przynosząc ze sobą słony zapach morza, nad którego brzegiem zebrało się ponad dwieście osób.
Byli tu wszyscy członkowie Ashita i większość z Wise. Brakowało Dokeshiego, który właśnie zakończył umieszczanie notek z wypisanymi pieczęciami do stworzenia bariery, która otoczy Kiri -
teraz był w tej wiosce i czekał do 20:55, kiedy to miał mnie przyzwać (później przyzwie resztę);
z kolei Orochimaru dalej pracował w laboratorium i rozmyślał nad sposobem odpieczętowania ciała Madary - do tej pory zdołał jedynie zmodyfikować Orochiego i Maguro, dzięki czemu oswajają się już ze swoimi nowymi zdolnościami; ostatnia z nieobecnych osób, Hanami, powinna być teraz ze
swoim dziadkiem na bardzo ważnym zebraniu organizowanym w Kirigakure, czyli spotkaniu jej przodka - obecnego daimyou Wody, mizukage oraz ambasadorów Ho no Kuni i Ame no Kuni (cywile). Ja też mam zamiar tam wpaść i coś ogłosić.
     Przed chwilą Namida-chan zakończyła swoje przemówienie, w którym poinformowała zebranych o planowanej akcji. Rozległy się oklaski, krzyki i gwizdy. Suzume-chan, niebieskooka blondynka
z długimi włosami, związanymi obecnie w koka, by było jej wygodnie walczyć, prowadziła teraz
konwersację z Ameko-chan. Zarówno w bazie Iwa-Ichi, jak i podczas podróży tutaj nie zamieniłem
z Yuki ani jednego słowa. Raz na jakiś czas wpatrywała się we mnie, na co się lekko uśmiechałem, lecz nie reagowałem w żaden inny sposób - nie byłem pewny, czy chcę z nią rozmawiać. Postanowiłem odłożyć to na potem.
     Tuż obok mnie Maguro i Orochi, obydwoje ubrani w błękitne haori i noszący na twarzy maski tego samego koloru, zasłaniające im nawet oczy, trenowali kenjutsu drewnianymi shinai.
Dla przeciętnego obserwatora mogło się to wydawać nadzwyczajne, zwłaszcza, że ich ruchy były
bardzo płynne i szybki. Członkowie Wise wiedzieli jednak, co ci dwaj skrywają pod maskami.
     Odchrząknąłem. Teraz była kolej na moje przemówienie, jako zastępcy dowódcy Wise.
Sam dowódca, z przyczyny oczywistej - aresztu domowego - nie mógł być tutaj obecny.
Zresztą, pojawienie się ojca w Kiri spowodowało by wiele kłopotów.
     Klasnąłem w dłonie i aktywowałem Sharingana. Musiałem wyglądać głupio - w jednym oku trzy magatama, a w drugim trójramienna swastyka - niestety, oko Obito nie połączyło się z moim,
mimo, że posmarowałem je maścią... Wychodzi na to, że nie jesteśmy kompatybilni. Pech.
- Konban-wa minna! - krzyknąłem, w celu skupienia uwagi na mojej osobie. Część ludzi skierowała swój wzrok na mnie. - Namida-sama wiele już wam wytłumaczyła, więc to sobie odpuszczę.
Reszty dowiecie się po bitwie. Mam do was tylko jedną prośbę - zabijajcie i nie dajcie się zabić!... - Po wypowiedzeniu tych słów odczekałem, aż miną oklaski, po czym ponownie się odezwałem. - Wszyscy już zdołaliście mnie poznać. Wiecie, jaki jestem. Dlatego proszę, potraktujcie to poważnie. Mimo mojego młodego wieku, ja to tak traktuję... - przerwałem przemowę na dziesięć sekund, wziąłem głęboki oddech i kontynuowałem. - Mam dla was ofertę. Osoba, która zabije najwięcej osób dostanie ode mnie moje prawe oko - wskazałem na Sharingana Obito. - Jest to Mangekyou Sharingan ze zdolnością teleportowania różnych przedmiotów, a nawet ludzi. - Zerknąłem na zegarek. 20:53. -
Sono... Niech wygra najlepszy! Dziękuję za uwagę - tymi słowami zakończyłem swoją wypowiedź.
     Z powrotem zapanował hałas. Jak ja go nie cierpię... Udając, że mi to nie przeszkadza, zbliżyłem się do Namidy-chan.
- Tak, Abunarei-kun? - zwróciła się do mnie przesłodzonym głosem. Dałaby sobie spokój.
Z drugiej strony... Myślę, że mogę sobie pozwolić na odrobinę zabawy. Może by tak...
- Za chwile mnie przyzwie. Za dwadzieścia minut wasza kolej... Jeżeli coś się zmieni, to on was poinformuje.
- Wiem.
- Jeżeli wygramy...
- Chcesz mi coś zaproponować? - przerwała dziewczyna.
- Tak, Namida-chan... Co byś powiedziała na wypad do jakiejś wykwintnej restauracji w stolicy?
Będę musiał ją spacyfikować - wyszeptałem, bawiąc się swoimi palcami - ale zanim to nastąpi, zjedlibyśmy dobry obiad? - zapytałem, wpatrując się w twarz białowłosej. Jej policzki były lekko zaczerwienione. Ładny odcień.
- Abunarei-kun, ja...

     No i nie usłyszałem odpowiedzi, bo Dokeshi mnie przyzwał.
Dokeshi, pierwszy raz to ja zaprosiłem gdzieś dziewczynę.
Ty to masz wyczucie czasu!
Przy takim szczęściu stworzenie haremu z mrocznymi kunoichi to coś bardzo trudnego.
Naze da?!

***

     Pojawiłem się na korytarzu urzędu w Kirigakure. Podłoga była przykryta czerwonym dywanem.
Ściany też były czerwone.
Od krwi.
     Obok mnie stał Dokeshi, ubrany w takie samo błękitne haori, jak reszta Wise. Nie uśmiechał się.
I słusznie. Gdyby się uśmiechnął, to chyba bym go niechcący zabił. Lub całkiem chcący. Poważnie. Zepsuł taki moment...
     Westchnąłem i zdezaktywowałem Sharingana w jednym oku.
- Kage i reszta są na swoim miejscu? - zapytałem obojętnym tonem.
- Tak. Jeszcze nie zauważyli. Wszystko zrobiłem po cichu, nawet jęku nie było słychać.
Radziłbym się jednak pośpieszyć, bo zaraz mogą zauważyć - odpowiedział chłopak smutnym tonem i usiadł na ciele jakiegoś ANBU Kirigakure. - Powodzenia - dodał, chwytając się za nos.
- Dziękuję - mruknąłem, po czym ruszyłem w kierunku gabinetu Mizukage.
     Przyjrzałem się drewnianym drzwiom. Wisiała na nich kartka z napisem:
,,Nie wchodzić. Bardzo ważne spotkanie."
Uśmiechnąłem się pod nosem i otworzyłem po cichu drzwi, wchodząc i zamykając je.
     To było dosyć szybkie.
Poczułem cień, który w zamierzeniu użytkownika miał mnie unieruchomić.
Jakiś staruch, zapewne członek starszyzny, powiedział spokojnie, że tu nie wolno wchodzić.
Obecny Mizukage i stara Terumi zawołali jednocześnie: "Uchiha?", inny staruch krzyknął:
"To skandal, by tak przerywać!", jakaś staruszka zapytała: "Uchiha? Ale który?",
a jedna z postaci wstała. Był to Shikamaru Nara. Ja natomiast podniosłem rękę na wysokość piersi, ułożyłem prostą pieczęć i wyszeptałem:
- Shisu no jutsu. - Po tych słowach już nie dotykał mnie cień. Uaktywniłem Susanoo.
Przede mną pojawiło się Zwierciadło Yata.
     Westchnąłem. Użyłem lekkiego mokutona, by udaremnić zebranym drogę ucieczki.
Związałem prawie wszystkich korzeniami, poza obecnym daimyou Wody i jego wnuczką.
On siedział spokojnie i wpatrywał się we mnie, ona grzebała w torebce, by wyjąć z niej diadem.
- Dzień dobry, Mizushi-sama, Hanami-san - powitałem się. Próbowali odpowiedzieć, ale głos ugrzązł im w gardłach. Brązowooka szatynka pokręciła głową, uśmiechając się. Podniosła w górę przedmiot, który wyciągnęła, po czym odłożyła go na stół. Jej krewny natomiast powitał się ze mną na migi,
po czym zapytał, gestykulując rękoma, czy nie mógłbym sprawić, by odzyskał głos.
- Niestety, daimyou-sama, jeżeli zdezaktywuję tę technikę, będę miał tych shinobi na karku -
wskazałem na związanych, którzy wpatrywali się na zmianę we mnie i daimyou z widocznym szokiem na twarzy. - Proponuję podpisanie dokumentów przy świadkach. Po podpisaniu omówię im sytuację i uwolnię. - Rozproszyłem Susanoo i skierowałem się w stronę stołu, przy którym wszyscy niedawno siedzieli. - Proszę mi wybaczyć brak manier - mruknąłem, wchodząc na stół i siadając
na nim, tuż przy daimyou i jego wnuczce.
     - Ma pan papiery i coś do pisania? - gdy tylko o to zapytałem, wyciągnął zza pazuchy trzy zwoje i położył je na stole. Odpieczętowałem pierwszy z nich. Jego tytuł głosił: "Dekret Pana Feudalnego w sprawie legalności Wioski Ukrytej we Mgle."
     Uśmiechnąłem się, po czym westchnąłem i podpisałem go podanym mi długopisem.
Kolejny zwój: "Dekret Pana Feudalnego dotyczący założenia Miasta Nieba."
Też podpisałem. Po odpieczętowaniu ostatniego zauważyłem lekki niepokój staruszka.
Uśmiechnąłem się do niego.
- Nie ma Wielmożny Pan o co się martwić. To słuszna decyzja. Zapewnimy bezpieczeństwo Panu i
Pańskiej rodzinie oraz wezmę Hanami-san pod moje skrzydła, więc nadal będzie żyła w dobrych warunkach. Wyczuwam chakrę w Pańskiej wnuczce. Myślę, że będę w stanie nawet jej nauczyć czegoś dobrego... - westchnąłem, rozwijając zwój.
     Tytuł jego głosił: "Akt Abdykacyjny Pana Feudalnego i Akt Utworzenia Cesarstwa Yume."
Zawiesiłem wzrok kilka linijek pod tym napisem.
"9. Przyszły cesarz zobowiązuje się do poślubienia Hanami-hime, wnuczki Pana Feudalnego."
     Ręka lekko mi się zatrzęsła. Cwane. Więc tak to ugadał ojciec? Mam poślubić tę dziewczynę?
Bo przecież nie Itachi, ani nie on... Pokiwałem lekko głową. Daimyou (jeszcze) wpatrywał się we mnie oczekującym wzrokiem.
- Ogólnie rzecz biorąc, nie zostałem poinformowany o istnieniu podpunktu dziewiątego, Wielmożny Panie, jednakże...  - zawiesiłem głos, po czym kontynuowałem - zależy mi na legalności. Z drugiej strony... Kuchiyose no jutsu! - przyzwałem dziesięć strzykawek, wypełnionych półprzezroczystym płynem w oranżowym odcieniu.
     Następne dziesięć sekund minęło bardzo szybko. Przy pomocy przyzwanych przedmiotów wprowadziłem truciznę do tętnic wszystkich zebranych. Jeżeli nie użyję odtrutki w ciągu doby, zginą.
     -Mangekyou Sharingan - wyszeptałem. - Kai! - rozwiązałem Shisu no Jutsu. - Wstań, starcze - poleciłem, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Automatycznie wykonał rozkaz. Tak, właśnie używałem Koto Amatsukami na cywilu. Miłe uczucie.
- Hanami-chan, ślubu nie będzie - zwróciłem się do dziewczyny. Spojrzała się na mnie i
pokiwała głową, po czym zerknęła na swojego dziadka, by po dwóch sekundach spojrzeć prosto w moje oczy. - Tak? - zapytałem.
- Nie zrobisz mu krzywdy, tak jak reszcie?
- Hmm? Krzywdy?... Czy nie zrobię mu krzywdy? Przekonajmy się... Starcze, co planowaliście zrobić, gdybym nie zgodził się na wasze warunki?
- Mam wysłać list do Uchiha Sasuke. On opowie Uzumakiemu Naruto o sytuacji w tym kraju,
o nielegalnym przejęciu władzy przez swoje dziecko. Wyślą do Kraju Wody armię Konfederacji, przybędzie też tutaj sam Uzumaki Naruto. Przywrócą władzę w ręce odpowiedniej osoby - wyjaśnił mi głosem pozbawionym emocji.
- Jak myślisz, Hanami-chan, czy mogę pozwolić na rozwinięcie się takiej sytuacji? Czy jest ona mi na rękę? Nie chcę być ponownie uwięziony w Konosze.
- Nie zabijaj go. Zrobię...
- Hanami-chan...
- Nie...
- Nie zrobię tego.
- Nie? - zdziwiła się. - To co zamierzasz zrobić?
- Używam właśnie Koto Amatsukami - wyjaśniłem. - Technika ta pozwala mi kontrolować zachowanie twojego dziadka. Nie zrobi nic, co by mi zaszkodziło, a umowa... Mam Sharingan, stworzę nową, lepszą.
- Aha... Co mam w takim razie robić?
- Idź do Dokeshiego. Jest na zewnątrz. Powiedz mu, że Wise i Ashita na razie mają wycofać się do Suiyou - wskazałem jej otwartą dłonią kierunek drzwi.
     Gdy mnie mijała, wręczyła mi srebrny diadem. Pewnie zimny. Nie wiem. Nie czuję.
- To należy do ciebie - poinformowała, nie patrząc na mnie i opuszczając pomieszczenie.
Nie wyczułem od niej ani smutku, ani radości. Była taka, jak zwykle.
     Będzie trzeba ich trochę rozruszać, pobudzić ukryte emocje. Niech poczują moją radość.
Z taką myślą w głowie ponownie usiadłem na stole i wyciągnąłem srebrny kunai, pokrywając go chakrą Fuuton. Uśmiechnąłem się do starca, znajdującego się jeszcze w pokoju.
Nie był to taki uśmiech, jakim zawsze obdarzałem siostrę lub Suzume-chan. Był cyniczny.
- Poinformuj Sasuke, że wszystko idzie zgodnie z planem - powiedziałem.
- Tak, Panie.
- Dodaj jednak, że ceremonia odbędzie się później...
- Tak, Panie.
- Uwielbiam iluzję... - mruknąłem pod nosem. - Teraz opuścisz ten gabinet i poinformujesz shinobi tej wioski, że Saiguron zaatakowało ich. Wzięli zakładników - stwierdziłem, zerkając na związane, nieprzytomne ciała. - W związku z tym, że nie masz z kim współdecydować, wybierasz na Siódmą Mizukage panią Houzuki Namidę. Prosisz o jej odnalezienie. Rozumiesz?
- Tak, Panie - potwierdził.
- Oh, na cóż te komplementy... Jeszcze raz. Zrozumiałeś polecenia - zaśmiałem się pod nosem.
- Oczywiście, Uchiha Abunarei-tennou-heika - odrzekł starzec, tym razem stosując inne tytuły. Klasnąłem w dłonie, wstając.
- No, i to mi się podoba! - uśmiechnąłem się do niego. - Tak trzymaj, człowieku skazany na zgon od urodzenia - pochwaliłem daimyou, dotykając kunaiem jego ramienia. Pozostawiłem lekkie rozcięcie.
- A teraz, wykonać rozkaz! - Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, mój nowy sługa skierował się w kierunku drzwi, otworzył je, wyszedł i zamknął za sobą.
- No, to teraz pokaż, na co cię stać, Indra - wyszeptałem. - A ty, Bogini, podziwiaj...

***

     Znalazłem się w moim ulubionym miejscu. Wewnątrz mojego umysłu.
Widok nieciekawy. Na podłodze - woda. Wszędzie mgła. Z jednej strony kraty. Z drugiej strony - kraty. Za pierwszymi uwięziony kyuubi Kurama, za drugimi moja Bogini. Ootsutsuki Kaguya.
Ja w centrum tego miejsca, tego przygnębiającego miejsca wyglądającego na więzienie.
Więzienie, w którym to ja stanowię prawo. A bynajmniej takie odnoszę wrażenie...
     - Co takiego mam... podziwiać, Abunarei-kun? - Kaguya siedziała za srebrnymi kratkami,
na drewnianym krześle, do którego przywiązywały ją metalowe łańcuchy. Jej czoła nie
zdobił Rinnegan, nie miała też rogów. Nadal posiadała jednak Byakugana. 
- Odbudowę swojego imperium, tak jak sobie życzyłaś - odpowiedziałem, chcąc do niej podejść.
- Popełniasz błąd, Uchiha. Ona to ZŁO - usłyszałem głos z drugiej strony pomieszczenia.
To Kurama.  Mój moralizujący mnie "przyjaciel", którego chcę w przyszłości pożreć.
Teraz to nie ważne, czy w przenośni, czy nie. Co mogę powiedzieć o tej bestii? Jest dziwny.
Czasem namawia mnie, bym zrobił coś złego, lecz raz na jakiś czas budzi się jego prawdziwa osobowość, kiedy to zaczyna głosić mi głupoty, które mu naopowiadał Naruto. Szkoda, że ojciec i Orochimaru niewłaściwie go przygotowali...
- Powiedział demon symbolizujący nienawiść. Zamknij się, moja chakro. - Białowłosa wpatrywała się z pogardą w stronę lisa. No cóż, on też nią gardził.
- Nie będziesz mi rozkazywać, idiotko. Może omamiłaś Uchihę, ale ja sobie oczu zamydlić nie dam - warknął Pomarańczowy. - Omamiła mnie? Nie sądzę. Moim zdaniem to ja mam na nią większy wpływ...
- Możecie przestać się kłócić? - zapytałem. - Albo, jak macie się kłócić, zróbcie to za chwilę... Kaguyo...
- Tak, Abunarei-kun? - Ootsutsuki przechyliła głowę w prawą stronę, wpatrując się we mnie.
- Wciągnijmy do tej gry cały świat... Do tej survival game. - Zbliżyłem się do krat i chwyciłem je w dłonie. Zaśmiała się.
- Popieram. Mam nawet kilka strategicznych propozycji - pochwaliła się.
- Tak? Czyżby nudy?
- Nie słuchaj jej, Abunarei! - krzyknął lis, podnosząc się na przednich łapach. Wzruszyłem ramionami i zasygnalizowałem Kaguyi, by kontynuowała. Odkąd straciła przeważającą ilość mocy i została uwięziona we mnie, stała się dobrym obserwatorem, zdolnym do wysnuwania interesujących wniosków. Idealnie też rozpoznawała stan psychiczny człowieka.
- Sono, Abunarei-kun... Polecam postąpić zgodnie z planem, po czym, przed użyciem techniki zrobić taką małą maskaradę i opuścić wioskę, wywędrować do mojego dawnego domu.  Jest tam parę ciekawych pamiątek. Dodatkowo, jeżeli twoje ciało zmieni się, gdy nikt nie będzie cię widział, nie rozpoznają cię, dzięki czemu w przyszłości przekonasz się o ich lojalności i...
- UCHIHA, JEŻELI JĄ POSŁUCHASZ...
     Ciekawy pomysł... Niestety, najwyraźniej Kurama nie pozwoli mi poprowadzić dłuższego dialogu. Jak zwykle.

     I tym oto akcentem kończę ten rozdział. Musze przyznać, że pisałem go o wiele dłużej, niż przewidywałem. Stało się tak, gdyż ostatnio nie mam za wiele czasu na korzystanie z laptopa - wystarczy wspomnieć o tym, że codziennie (już w domu) dwie godziny uczę się angielskiego, potem dwie historii, dwie niemieckiego... A potem zostaje mało czasu.
Tak więc życzę wszystkim Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku, bo raczej do końca roku się tu nie pojawię.

2 komentarze:

  1. Tak szczerze, nie lubię Abunareia. Wkurza mnie ten gość :P Nie przepadam też za historiami obfitującymi w masakry, a jednak ta mi się podoba. Pewnie za sprawą formy, bo opisujesz wszystko w sposób ciekawy i czyta się przyjemnie. Również postaci są dobrze dopracowane. Taki Abunarei jest niesympatyczny, a jednak interesujący, więc chce się o nim czytać. Super, że wreszcie pojawiła się nowa notka, będę cierpliwie czekać na dalszy ciąg historii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, że go nie lubisz, o ile całość się podoba :) To, że go nie lubisz w sumie też mnie zadowala, bo oznacza, że jakieś emocje jednak on wywołuje. Na całe szczęście, dla tych, co go nie lubią i tutaj wejdą, i coś jeszcze przeczytają do tego, mogę powiedzieć, że o ile jeszcze przez parę rozdziałów narracja będzie z jego punktu widzenia, potem zniknie na kilka rozdziałów, by zająć zaledwie parę akapitów w ostatnim rozdziale pierwszej serii. Do tego czasu narratorem opowieści będzie jego brat. Prolog drugiej serii też otwiera Itachi (już jako dorosły i jeszcze fajniejszy). Z Abunareiem, który coś tam zrobi (nie powiem co) spotkamy się dopiero ok.10 rozdziału drugiej serii, z pominięciem retrospekcji, które będą krókie.
      Jeżeli zaś chodzi o sposób myślenia tej postaci... no cóż, w drugiej serii będzie inny, ale czy lepszy, czy gorszy - nie mnie to oceniać. Powiedzmy, że będzie oazą cierpliwości i spokoju, zdolną zabić bliską osobę, z uśmiechem na twarzy, a jednak roniąc łzy. Coś w tym guście. I będzie miał dziwne odpały, ale to dla niego normalne.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :)

      Usuń

layout by Sasame Ka